piątek, 27 listopada 2015
Koniec końców Tolkien miał rację
wtorek, 24 listopada 2015
Pik pik pik
To jest rok z piekła rodem. Jeszcze takiego nie było w mojej historii i szczerze mówiąc modlę się żeby się skończył. Rok albo passa. Albo oba.
W marcu Rodzicielka miała zawał. Gdyby zdarzył się w Polsce, nie byłoby co zbierać. W ciągu godziny od przyjazdu Pogotowia w samym środku nocy była na stole angioplasty w Oxfordzie, jak się potem okazało - najlepszym oddziale kardiologiczne Europie i drugim na świecie po Klinice Mayo.
Zaczęło się od uczucia lodowatego zimna w klatce na kilka dni wcześniej. W Susla urodziny (Rodzicielka wie jak robić entree bo w Babci Święto Matki zaordynowała sobie wstrząs mózgu kiedy była dzieckiem). O 2 w nocy obudziła mnie z bólem głowy i dziwnym ciśnieniem 160/110. Czuła ciężkość w całym ciele. Po 20 minutach poczuła się lepiej i poszła spać. O 4 godzinach obudziła nas znowu ale wtedy juz z pełnym wachlarzem objawów kardiologicznych- ból w klatce, zimna, biała, mokra skóra, drżenie rąk, biegunka, nudności i myśli o śmierci. Wszystko to razem rozpoznałam do strzału. W 20 minut przyjechali Strażacy z tlenem, 10 minut potem Pogotowie. Zrobili EKG na miejscu i wyszedł zawał. Morfina, nitro i nosze. Susel został z Maluchami które spały kamiennym snem. Ja w Ambulansie, z sanitariuszem i Rodzicielka prosto do Oxfordu w 47 minut. W tym czasie była w miarę stabilna ale na kilka minut przed wjazdem na parking szpitala wykres ekg zaczął wyglądać jak drut kolczasty, sanitariuszem rozciął jej ubranie, podłożył pady defibrylatora i krzyknął żeby się zatrzymali.
Kierowca odpowiedziała ze mają 3 minuty do drzwi wiec odkrzyknał ze cokolwiek robią, mają robić to szybko. Zajechalismy do wejścia na oddział ratunkowy i od razu pojechała na salę. Po dobrej godzinie przyszedł chirurg który potwierdził to co przekazał mi sanitariusz, że wszystko się udało, ma wszczepiony stent do tętnicy wieńcowej i ze przeszła zawał spowodowany zamknięciem światła tętnicy.
Spędziła 4 dni na oddziale w Oxfordzie i w końcu wróciła do domu. Ja załapałam 2 tygodnie wolnego z pracy, co ciekawe - płatnego i w tym czasie przeszłyśmy szkolenie w kwestii torby leków, badań, rehabilitacji, szpitalnego zapalenia oskrzeli i spraw logistycznych w temacie: "Jak się objąć o kąty mebli żeby wyglądać jak osoba torturowana przez członków rodziny a nie jak osoba na lekach przeciwzakrzepowych? ".
Było, minęło. Była trzymiesieczna rehabilitacja podczas której sześdziesięcioletnia Rodzicielka próbowała udowodnić rehabilitantom nie wiadomo co, piłując na rowerku ponad granice swoich ogranicznych kardiologicznie możliwości. Na ambicje nie ma lekarstwa.
Na lekach do końca życia ma jednak 60% mniej szans na drugi zawał niż pozornie zdrowy pacjent cierpiący na skradającą się chorobę niedokrwienną serca. Kupiliśmy bieżnie elektryczną, przestała jeść absurdalne ilości słodyczy co bezpośrednio wpływa na stan tętnic, nie mruczy juz na warzywa w obiedzie i nie ma już stanu przedcukrzycowego o którym dowiedziała się po zawale. Jak się nie słucha dziecka to psiej skóry.
środa, 18 listopada 2015
Wspominałam ze mam jajniki teflonowe?
No dobra, nie teflonowe ale na pewno nie z galaretki.
Miałam do wyboru: wrócić do swojego biurka i cierpieć ewentualne katusze albo zamienić się z Panikarą na czas postępowania w sprawie mojej skargi. Pomyślałam że to nie ja mam się stresować czy uciekać ale Smegoul wiec wzięłam jaja do koszyczka i powiedziałam ze wracam do jaskini lwa i się zoczy.
I wiecie co? Ludzie nie mają wstydu. Gdybym zrobiła to co zrobiła Smeagoul, gdyby została na mnie złożona skarga o bullying to chyba zapadłabym się pod ziemię następnego ranka. Nie wiedziała bym gdzie się chować, króliczka nora do której wpadła Alicja nie hylaby wystarczająco głęboka. A co robi Smeagoul? Rozmawia jak gdyby nigdy nic! O szybie w recepcji która chcielibyśmy mieć a której nikt nam nie kupi, pakuje ze mną list do krajów zamorskich żeby nie podał się na rogach. ...
Zero żenady.
Ale ale! Nie mówiłam Wam co było dalej, na drugi dzień po złożeniu skargi! Ale nie powiem dopóki się nie wykluje. Ale cokolwiek to jest, wykluje się z wielkim bum i chmura siarkowodoru będzie unosić się nad okolicą jeszcze przez długi czas.
wtorek, 17 listopada 2015
Kości zostały rzucone.
Smeagoul usiadła, kurczowo ściskając swój pomarańczowy notatnik którym zawsze się podpiera kiedy chodzi o łamanie zasad jej świata. Nie wiem co w nim jest ale podejrzewam, że może Biblia Szatana? :D
Otworzyłam tajemny segregator z półki i już ją trafiła plamista zaraza kiedy powiedziałam, że na czas weekendu wszystko co mam jako dowód... leżało jej na półce nad głową. Bezczelnie, a co.
Przedstawiłam fakty, krok po kroku, zgodnie z moim tokiem myślenia, podpierając się wydrukami aż do triumfalnego: Nie mam nic więcej do dodania, to jak sądzę powinno wszystko wyjaśnić.
Menadżerka spojrzała na nią z wyrazem perfidnego rozbawienia w oczach. Cisza. Jeszcze więcej ciszy.
-No ja jednak uważam to za bardzo interesujące...
-Może nie słuchałaś. Przedstawiłam rok po kroku cały proces, z uwzględnieniem minut które spędziłam na wyszukiwaniu adresu, 11:11-11:14. Czyli według ciebie, teraz wykonywałam swoją pracę ORAZ ponieważ to blisko twojej teściowe postanowiłam sobie po szpiegować mapę na której jest dużo niczego i trzy drogi na krzyż, na przestrzeni 3 minut? A ty wiesz, że każde miejsce na świecie może sobie obejrzeć jakieś 8 miliardów ludzi o ile tylko mają dostęp do sieci? Może podaj zacznij prowadzić zapis i podaj do sądu każdego kto korzysta z Google Maps na świecie na wypadek gdyby prowadził podejrzaną aktywność spoglądania na zdjęcie satelitarne?
Cisza.
-Masz jeszcze coś do dodania?
-Owszem.- sięgnęłam do torby i jak zająca z kapelusza wyjęłam list i podałam Menadżerce- To jest oficjalna skarga na Smeagoul dotycząca bullyingu który na mnie stosuje. Spodziewam się kroków adekwatnych do sytuacji.
Cisza. Menadzerka spojrzała na 3 strony listu i powiedziała:
-I tak też się stanie. Dziękuję. To wszystko.
Smeagoul wypadła z gabinetu, ja jeszcze pozbierałam swoje graty i szepnęłam:
-I co?
Menadżerka podniosła oba kciuki i sprzedała mi Uśmiech numer Pięć ale szepnęła:
-Ale idź już szybko, idź, idź!
poniedziałek, 16 listopada 2015
To jest jakiś cyrk na kółkach!
- Z najwyższą przyjemnością! A więc to jest historią twojej przeglądarki Google według której wyraźnie widać że w godzinach pracy szpiegowałaś moja niedawno zmarłą teściową. O to proszę, nazwa miejsca gdzie ona mieszka, kod pocztowy, mapy. O.
-adres stały: Warszawa
-adres poprzedni: Jelcz Laskowice.
-Hej, hola, my tu mamy na glinianych tabliczka że Kokain mieszkała wcześniej we Wrocławiu a nie w Jelcz Laskowice! Proszę skontaktować się z pacjentem i ustalić fakty.
piątek, 13 listopada 2015
Co z tym okienkiem?
Bo jak ja usłyszałam, nie uwierzyłam. :)
-Mam! Tym razem zdechnie!
Godzinę potem moja Rodzicielka miała wizytę u Kości- a ja wchodzę do gabinety- w kawałkach, morda opuchnięta, w ręku zmięte, zasmarkane, poryczane chusteczki...
-Co jest? Co się stało?? Znowu coś? Co ci zrobiły?- Rodzicielka.
Na co odpowiedziałam tylko, że znowu wiszę za szyję i żeby teraz skupić się na wizycie. Dr Kość przebadał, obadał i stwierdził, że objawy nie są związane z chorobą niedokrwienną serca i zawałem ale ze stresem. To atak lękowy. No to moja Rodzicielka w tym momncie pojechała po bandzie:
-She, everyday, everyday, work work work! Cry and cry. I listen and I stressed too!!!
I wtedy Kość się dowiedział co sądzi na ten temat moja Rodzicielka. Powiedział, że szkoda, że nie żyjemy 30 lat w przeszłości bo na moim miejscu zaciągnął by je za mordę w ciemny zaułek i natrzaskał w mordy aż miło. Przynajmniej tak to się robiło w wojsku. Dał mi tabletki na sen. Ale w sumie siedziałyśmy tam prawie okrągłą godzinę. Skoro już dwie osoby siedzą i płaczą, jak tylko wyszłyśmy z gabinety, od razu poleciał do Menagerki, choć nie wiedział, że jestem znowu u niej w pokoju po swoją torbę. Wycofał się grzecznie i powiedział, że on i Managerka mają dużo do omówienia i spotkają się jeszcze tego samego dnia. Nie wyglądał na zadowolonego.