sobota, 12 września 2015

Szkoła i praca a jest w życiu coś jeszcze?

Zaczęła się szkoła i Gabi dołączył w tym roku do Mai. Już na drugi dzień wrócił do domu z gwiazdką od Pani chwalącą jak ładnie się dzielił i jak ładnie zadawał pytania. Mam nadzieję, że to nie zawoalowana skarga na gadułaśnego Gabiego. :) Gabi, zupełnie nie jak Maja nie zgubił w ciągu 7 dni szkoły niczego ze swojego plecaka, nawet nie musiałam mu prać bluzy bo wracał do domu czysty i zorganizowany jakby nigdzie nie był. Na obiady nie wie co było ale wie świetnie co dają na deser i może w tym temacie opowiadać długo i soczyście. Wrócił ze szkoły wczoraj i pochwalił się, że był dzisiaj "Tadek-jadek-i-pijadek" czyli zjadł co mu dali i nie grymasił. Piątkowa szkółka leśna się mu nie podobała bo "nie było błota". W klasie ma kolegę Sama i "Dżompula". Nie wiem co to jest dżompul ani z czym się to je ale jak znam już tą szkołę, dziwne słowa zwykle okazują się imionami dzieci - tu Talis, tam Yoji więc Dżompul pewnie też ma głowę i kończyny. W każdym razie na pewno ma ręce bo pomagał Gabiemu odkręcić butelkę.

Maja natomiast rozpoczęła klasę trzecią i w pierwszy dzień zgubiła kurtkę, po drodze jeszcze dwa razy sweterek, lunchbox i trzy butelki do picia. Prędzej czy później wszystko i tak wraca do domu ale w piątek wróciła ze szkoły w samych rajstopach i koszulce bo "zapomniała, że wsadziła spódnicę do worka na wf". Na pytanie co robiła pomiędzy momentem w którym zdjęła spódnicę a przypomniała sobie, ze jej na sobie nie ma, nie potrafiła odpowiedzieć uśmiechając się przy tym uroczo. Ale nosi już okulary bez ściągania przy każdej nadarzającej się okazji bo powiedziałam, że będzie nosić denka po butelkach od CocaColi i czyta twardo 15 minut przed spaniem bo Pani powiedziała, że to dobrze. I mając w pamięci jak przestała tutkać moćka po tym jak Pan Dentysta powiedział, że to niezdrowo, zaczynam sądzić, że Maja lubi autorytety nad głową.

***

W pracy - wyprzedaż garażowa. Nowa Mendżerka jest baba z rakietą w kieszeni i nie ma to tamto. Ona już sobie przewaliła bo zamiast wpisać się na listę przesłuchań jako pierwsza, olała kolejkę i poszła na urlop. W tym czasie odbyły się "Oko w oko" i kiedy wróciła po urlopie, opinia na jej temat zdążyła zagrzać swoje miejsce w głowie Menadżerki w szufladzie z napisem: "Bzdety, śmieci, gwoździe, stare długopisy i Ona".  Moje "Oko w oko" zamiast 20 minut trwało pełne 75 minut i wyszłam tylko dlatego, że miałam plany na popołudnie. Tak byśmy sobie gadały dalej a Menadżerka zapadałby się dalej w fotel. Opowiedziałam jej wszystko. Wszystkie numery, wszystko co wiem. Nie zostawiłam niczego w rękawie. 2 tygodnie potem, z "Oka w oko" wyszła Panikara i stwierdziła, że całośc obrazu przytłoczyła Menadżerkę tak bardzo, że co prawda tego nie mówi ale chyba dopiero teraz zaczyna widzieć jakie głębokie i śmierdzące est to bagno.

Tak czy inaczej, wprowadziła politykę czystego biurka, które wnerwiła Oną, bo Ona ma zwykle kompletny chaos na obu swoich biurkach, zarządziła politykę porządku w papierach co wnerwiło Oną bo Ona nie ma porządku w niczym. Wnerwiła Oną wszystkim co na razie wprowadziła ale Ona twardo się trzyma i udaje świętą. Gdaka tylko jak to "jesteśmy zespołem" na co pół załogi zakrztusiuło się do kaszlu w czasie zebrania.

Doktor Kość okazał się zakutym tradycjonalistą i kiedy wszyscy w budynku dostali nowe foremki ze swoim nazwiskiem, żeby trzymać swoje graty w jednym miejscu a nie gdzie się da, Doktor Kość spojrzał na półkę i poszedł w ten deseń:
-Co to jest gdzie jest mój koszyczek ten zielony ja bardzo lubię mój koszyczek i brać go do pokoju i stawiać na podłodze bardzo proszę oddać mi mój koszyczek ten zielony nie czerwony na miejsce dziękuję bardzo- koniec tej wypowiedzi śląc w ślad za sobą idąc korytarzem w stronę swojego pokoju. Wsadziliśmy mu jego zielony koszyczek do foremki i stoi.

W czwartek poszłam spytać o wytyczne dotyczące okresu przechowywania dokumentów na rejestracji bo na razie polityka jest dość niejasna a ja grzęznę w stosach powiązanych gumka formularzy- jedna 2 lata, inne 5, inne nie wiadomo jak długo. Menadżerka stwierdziła, że można wszystko skanować jak już to robimy i oryginał wyrzucać ale na pytanie czy to nie założy za dużo obowiązków na Skanerkę (mnie bo ktoś to będzie musiał odsiać i sprawdzić), kupiła nam skaner na uzytek Administracji i możemy się sami obsłużyć.

Są zmiany i jak na razie - na lepsze. Ale posiedzieć i poczekamy na rozwój wypadków bo juz się przekonałam ze w tym budynku obowiązuje egzotyczne prawa kwantowe.