niedziela, 26 lipca 2015

Karuzela a Madonny mają mdłości

W pewnym momencie zamieniłam sie w mikrofon.

Smeagoul (Sekretarka) czy raczej Sekretarka (Smeagoul) najwyraźniej stwierdziła, że dobrze się do mnie japie i tak japała od Bożego Narodzenia.

Luudzie , czego ja sie dowiedziałam a czego nie wiedzialam! A czego się dowiedziałam czego nie chciałam usłyszeć? Ile razy słyszałam jak Ważną Personą była kiedy pracowała w Kaercherze jako Ważna Persona? Jakiś milion? I za każdym razem:
-Bo ja byłam, prosze ja ciebie, Ważną Personą i jedździłam na delegacje i jak tu zaczęłam pracować, bo ja proszę ja ciebie mam skończony koledż sekretarski i umiem szybko pisać. To jak zaczęłam tu pracować to jak mnie nienawidzili bo chodziłam do pracy w garsonce i z teczką, proszę ja ciebie. Naprawdę!

/tu wklejcie moją twarz i 50 odcieni zdziwienia/

-... bo wiesz, ja tylko przyszlam tu pracować bo dzieci małe miałam. Bo ja byłam Ważną Personą.

/już wiem co Panią boli, pomoże Paracetamol/

I tak w kółko Majcieju. Na FaceBooku, na WatsUpie, na żywo, na trupa, do lunchu, szeptem i na głos, za zamkniętymi drzwiami, przy maszynie do faksowania....

Słuchałam grzecznie i uprzejmie o tym co sądzi o swoim byłym mężu, poprzednim właścicielu Przychodni jego była żona, co sądzi ona o wszystkim i każdym, kto jest kucharką z wykształcenia, kto kręci wałki, komu śmierdzą stopy.... Ale ciiiii, Smeagoul wyłazi zza głazów tylko wtedy kiedy wszyscy śpią a ognisko dogasa.

Ona to złośliwa żmija, trujący karzeł, Menadżer to pieprzony, żałosny, stary wieprz, który traci pieniądze Przychodni, czochra się po jajach i nic nie robi, Adaś Admin to leniwy, głupi gówniarz który pracował tylko w Icelandzie, Kasia Adminka to rozemocjonowana, leniwa krowa, Hipiska jest mało inteligentna.....

Mam wszystko na telefonie i kiedy wczoraj obejrzałam sobie co tam jej paluch na język przyniósł to Matko Przenajświętsza, Panienko Niepokalana- jakby się DrKostka dowiedział jaką lojalną pijawkę ma na pokładzie, z miejsca miałaby szansę wrócić do swojej starej pracy!! W podskokach.

Ale do rzeczy.

Ponieważ ja jestem taka ucieśniona i biedna, trzeba mi przetrzepać mózgownicę, żebym przypadkiem nie przyzwyczaiła sie do poziomu ucisku bo kogo wtedy Sekretarka miałaby używać jako mikrofonu? Gdzieś 3-4 miesiące temu, japając na Kasię Adminkę, że nigdy jej nie ma, że jest leniwa, że sobie robi jaja a Sekretarka musi za nią pracować, że manipuluje lekarzami itp, stwierdzila:
-Jakby to było cudownie jakbyś mogła pracować tu ze mną i Adasiem Adminem, na miejscu Kasi Adminki, nie?

Byłoby z pewnością ale z całym tym ładunkiem moralno-emocjonalnym już niekoniecznie.
Nomen-omen ale Prawo Przyciagania, w kwietniu poszła fama, że Kasia Aminka odchodzi po 10 latach pracy. 2 lata robiła w Receepcji, gdzie Ona doprowadziła ją na skraj załamania nerwowego, wpędziła w jąkanie a kolejne 8 jako Adminka w tylnym biurze po tym jak drKość bezradnie nie wiedział co z nią zrobić gdy wyszła z budynku, usiadła na trawniku przy parkingu i odmówiła powrotu do pracy. "Ja albo Ona". Znalazł sie kompromis.

I nagle- Kasia odchodzi.

Pewnego dnia, pakując swoje zmęczone kości na rower, kiedy już wszyscy odjechali z parkingu, DrKość zamknął drzwi, uzbroił alarm i dawaj w taki deseń:
-Pewnie pytam niepotrzebnie ale sądzę, że jeśli zaproponuję ci stanowisko Kasi Adminki to będziesz zainteresowana?
-?
-Bo Kasia Adminka odchodzi i uważam, że nie tylko świetnie nadajesz sie na to stanowisko to jeszcze to dobra norka, żeby schować się przed Nią. Cisza i święty spokój. I praca wymaga myślenia, więc.
-JASNE!

Dosłownie dwa dni potem zadzwoniła do mnie do domu Kasia Adminka i KAZAŁA APLIKOWAĆ na jej stanowisko.

I w skrócie na to wyszło. Z jedną małą komplikacją. Żeby było sprawiedliwie i legalnie, musiano oglosić nabór na nowe stanowisko i ponieważ zgłosiłam się tylko ja i Panikara, Menadżer z kręgosłupem jak galaretka DrOetkera nie umiał wybrać jednej z nas (poleconej przez DrKostkę) i wpadł na gówniany pomysl podzielenia stanowiska między nas dwie.

/to jak dzielić wisienkę na dwie i zastanawiać się czy pestka zrobi dużą różnice?/

ale oczywiście bardzo się ucieszyłam, że będzie słitaśnie i uroczo i będziemy sobie pomaaagać i dbać o siebie i pracooować razem i będzie suuuper...a w tym wszystkim Sekretarka.

/jeszcze nie widziałam zawleczki w tym granacie/

Panikara to kobieta po przejsciach życiowych więc wszystko wokół widzi w postaci eksplodujących jej w twarz fajerwerków. Za szybko, za głośno, za dużo i pewnie niebezpiecznie. Sekretarka zna ją od zaledwie dwóch lat, od kiedy Panikara przeprowadziła się tu z innej Przychodni i ponieważ Sekretarka jest taka opiekuńcza a Panikara taka delikatna, wydziobują sobie nawzajem brudek z pępków. A od ponad pół roku także i z mojego i nawzajem. Ohyda.

I dnia pewnego zaczęłam swoje nowe cudowne godziny pracy czyli poniedziałek i piatek jak było czyli 13:00-18:30 na starym dobrym stanowisku mopa podręcznego ale od wtorku do czwartku od 9:30 do 15:00 w tylnym biurze. To mi daje pięć dni w tygodniu z Majusią po południu w domu a od kiedy Gabi pójdzie do szkoły we wrześniu, będe kończyć w tym samym czasie co Dzieciusie lekcje i będe w domu zanim wysiądą ze szkolnego autobusu. Cud miód i glukoza.

Kasia Adminka ubiła korzystny interes z Przychodnia i została zatrudniona na ....2h w miesiącu. Kpina, jak stwierdziła Sekretarka ale ja juz wiem, że jak najbardziej sensowna. Kasia ma adoptowanego synka, który ma "problemy" i jako 5 latek dość często wita sie z lekarzami zarówno od fizyki jak i psychiki. Dopiero co miał operację naprawy spodziectwa ('Jej ciągle nie ma w pracy, ja tez miałam małe dzieci i nie latałam jak z pęcherzem bo się synciu źle czuje!"). Pozostając zatrudniona, zaoferowala, że będzie pracować w dni kiedy Przychodnia relizuje rządowy plan udostępniania wizyt lekarskich w godzinach wieczornych ale będzie też miala pełen dostęp do kartoteki synka i latwość w znajdowaniu dla niego wizyt z lekarzem i konsultantami. Dziś już wiem, że Menadżer okazał tu sporą dawkę zrozumienia i elastyczności ale naiwnością i głupotą.

A więc, wtorku pewnego, gdzieś w czerwcu zjawiłam się w tylnym biurze, Kasia Adminka wpadła na cały dzień żeby zacząc mnie uczyć nowego fachu. Po całym dniu notowania, przerzucania sążnistych folderów z protokołami nie załamałam się ale powiedziałam sobie:
-Nie dam się. Na Recepcji wszystkiego nauczyłam się w bólach, metodą prób i błędów ale teraz już wiem co i jak więc nie pozwolę sobie na to, żeby Ona wytknęła mi jakiś błąd czy złapała na niewiedzy za miesiąc czy pół roku udowadniając jaka ze mnie głupia gówniara. Wśród normalnych ludzi, jeśli czegoś nie wiesz, to ci powiedzą. Jeśli popełnisz błąd wynikający z niewiedzy to cię naprostują. Tu jest jak jest ale ja się nie dam.

I z ta myślą wzięłam byka za rogi.

I zaczęły się jęki.

Smmmeeeeagoul wyszedl zza głaza:
-Frooodo, nie zamknąłeś szuflaady, my tu nie lubimy takich! Frodo zamknie szuflaaaade, zły Frodo!

-Frodo, zły Frodo, nie zauważył, że nie ma papieru w drukarce, my tu nie lubiny takich co zapominają.... ssssss....

-Frodo, zużywa za dużo taśmy klejącej do kopert, nie lubimy tak... nie, i skończył już Frodo z tą taśmą? Niech ją odłoży na półkę, zły Frodo, pfuj!!

Poczułam się kompletnie osaczona kiedy Sekretarka zaczęła podłazic mi do biurka i dyrygować co i gdzie ma leżeć. Z braku miejsca na biurku i nadmiaru segregatorów rozłozonych na stole, straszących miriadem detali i przepisów, polożyłam swój notatnik na podłogę, sobie pod nogi.
-Frodo tu polożył! Zły Frodo, wywrócić się można i o kant uderzyć!
-Przewrocisz się o to tylko jeśli wczołgasz się pod moje biurko na kolanach.
-Nieważne, ohydny Frodo!

Ale najgorsze dopiero nadeszło w kolejnym tygodniu. Do tego czasu Panikara przepracowała 2 dni w nowej robocie, ja 3 i Kasia była z każda z nas po 3h. Ja nauczona jak się uczyć, robilam notatki, szukałam odpowiedzi po wydrukowanych instrukcjach a każda z nich po 500 stron a instrukcji 11 segregatorów. Dodawałam dwa do dwóch, czytałam po milion razy żeby sie upewnić że robię dobrze na co Panikara zaczęła bąkać, ze ona tak sie amrtwi że nie będzie miała czasu się nauczyc wszystkiego tak szybko jak ja.

Więc głupia pipa czerwony kapturek, zaczęłam robić skróty z tego czego sie dowiedziałam, flowcharty, podręczne ściągi itp, wszystko dla Panikary, żeby miała szansę dogonić mnie pracującą o ten jeden dzień więcej.

Dnia pewnego, kiedy juz po części ogarnęłam temat zapytalam Kasię co gdzie trzyma na dyskach na co ona zaproponowala mi skopiować sobie wszystko z czego ona korzysta, odchudzic o rzeczy juz nieważne i niepotrzebne i mieć to pod ręką tak jak się wie co człowiek trzyma we własnej szufladzie. w 10 minut przeleciała ze mna dyski i skopiowałam na swój Google Drive wszystko co uznała za ważne, potrzebne i ciekawe do przeczytania.

W kolejnym tygodniu dałam Panikarze wszystko co dla niej przygotowałam. Do tego spytałam Menadżera gdzie mogę znaleźć te instrukcje na dysku bo nie ma sensu targać tych tomiszczy do domu. Pokazał mi gdzie, ściągnełam sobie na Pulpit dwa dokumenty i zaczęłam drązyć teemat na dobre. A warto wspomnieć, że nie mówimy tu już o szukaniu wizyt dla pacjentów tylko o wprowadzanie noworodków do systemu krajowego, rejestrację nowych pacjentów i wysyłanie ich do nowych przychodni, informowanie instytucji o zmianach adresów zamieszkania itp a kiedy przychodzi do ostatniej drogi, najwazniejsze- wystawianie aktów zgonu i papierkowa robota wokół obwarowań prawnych związanych z kremacją i historią tego lekarza, który kremowal sobie wiernych pacjentów na tuziny i zagarniał ich majątki. Od tego czasu kwestie zmarłych pacjentów są wyjątkowo ostro regulowane i raczej nie ładnie jest ganiać rodzinę zmarlego od biurka do biurka z poprawianiem błedów Administracji.

W kolejnym tygodniu, w poniedziałek przyszlam na 13:00 na Recepcję a Panikara natychmiast oddaliła się na Administracje a Sekretarka zamknęła za nią drzwi do tylnego biura. Czy wspomniałam po drodze, że będąc w tylnym biurze nadal musialam odbierać telefony Recepcji "bo one tam są tylko we dwie"? Zawsze były tylko we dwie, ja byłam przez większość czasu na Recepcji sama bo Ona ma zwyczaj nie robić nic od godziny 14:00. Co sie nagle zmieniło, że ja mam odbierać im telefony? Raz poszłam "pomagać" przy okienku w godzinach pracy Admina i okazało się że tak intensywnie pomagałam, że Dżaneta odebrała przez cały dzień 6 telefonów i ani razu nie wstała od biurka!

-Panikara musi mieć ciszę, żeby móc sie skupić! - powiedziała Sekretarka i zamknęla drzwi.

Pech chciał, że ktoś tam wszedł i nie zamknął drzwi (i nie zginął od ciosu nożem) i usłyszłam jak intensywnie uczy się Panikara pod skrzydłem Sekretarki! Rozmawiały o tropikalnych rejsach statkami i wakacjach all inclusive!!

Wścieklam sie aż mi żyłka zzieleniała.

-Jak myślisz, ile zajmie ci zanim wszystkiego sie nauczysz?- spytala raz Sekretarka.

Albo:
-Dlaczego ty to robisz, Panikara nawet nie ma czasu tego dotknąć! I nawet nie będzie wiedziała co do czego jak przyjdzie jej kolej!! Panikara, chodź tu! Patrz co ona robi bez twojej wiedzy! Ty sie nigdy nie nauczysz niczego w ten sposób?
/ja siedzę z rękami w powietrzu, w połowie gestu/
-A!- weszla Panikara- Ja juz to umiem!
-A!- powiedziała Sekretarka- To co innego. Ale... w sumie... tak nie moze być!

W kolejny piątek, znowu drzwi poszły w ruch. I znowu podsłuchalam o czym rozmawiali z Adasiem Adminem- tym razem o lokalnych pubach i restauracjach.

No to teraz już mi psychika zgięła sie jak łyżeczka pod okiem Kaszpirowskiego.

Po drodze była jeszcze fala upałów i trzy dni mdlalam z gorąca a Sekretarka z Adasiem siedzieli na wprost wiatrka, 2 metry ode mnie i nawet nie przyszło im do głowy, że ja też mogłabym dać sie podmuchać. Kiedy Sekretarka wzięla sobie drugi wiatrak i postawiła między nogami pod biurkiem przez co wygladała jak telewizyjna reklama szamponu i odżywki w jednym - wyszłam zrobić sobie długą herbatę. Bo do przerwy nie mam prawa.

I tak się zbieralo, zbierało aż dwa tygodnie temu postanowiłam po prostu- PRZESTAĆ SIĘ DO NIEJ ODZYWAĆ.

I wcieliłam zamiar bardzo konsekwentnie. Zdziwienie Sekretarki graniczyło z szokiem termicznym po wpadnięciu do rzeki. Oczy wychodziły jej z orbit, próbowała zagadywać, rzucać dowcipkami---->>>> NIC. NIC A NIC. Dosłownie góra lodowa na środku Morza Północnego. Wchodziłam do pracy, robiłam swoje, brałam robotę do domu i wychodziłam.

Aż w poniedziałek trzynastego- zostałam zawieszona w obowiązkach.

CDN. :)










sobota, 25 lipca 2015

Robaczki Wy Moje!

Zawsze dostawałam powiadomienia na maila, że mam jakiekolwiek komentarze i nawet jeśli nie miałam czasu odpowiedzieć to chociaż przeczytałam, że tam jesteście i słuchacie!

Ale od tak dawna nie dostałam żadnego powiadomienia, że uznałam, iż juz dawno wrzuciliście moją kukłe do rzeki!

Wchodzę dzisiaj się wypstrykać na życie i takie tam.... patrzę... 29 ODPOWIEDZI z czego 28 cudownie szczerych i jedna nie. :D

Ludki wy moje! Gdzie te wszystkie ping-ping których nie dostaję??

Niejeden by sie pochlastał

"Czasem kiedy ktoś wsadzi cie do ciemnego pudełka nie oznacza to, że cię pochowano.
 Może właśnie cię posadzono?


Piszę z perspektywy ostatnich dwóch tygodni ale w sumie, z ostatnim z myślą o ostatnim półtora roku spędzonym w pracy moich marzeń.

Mam pracę marzeń choć oczywiście można by sięgać wyżej. Jak na obecne warunki i możliwości moja praca jest idealna i nie tylko powoduje, że rano nie budzę się z głuchym jękiem we własnej głowie "Nieeee...!!!", to jeszcze mimo wszystkiego co się tam działo i dzieje, nadal uważam, że lepiej trafić nie mogłam. Ale cierpliwość się kończy każdemu. Święty Anioł na moim miejscu siedziałby i wydzierał sobie lotki ze skrzydeł. 

A mi do Świętej daleko.

A więc, jak może wspominałam (a wspominałam często i gęsto), w październiku zeszłego roku złożyłam oficjalną skargę na Oną i do dnia dzisiejszego nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Niezależnie od tego co zostało załatwione a co zignorowane, nic się nie zmieniło. Jedyną różnicą w zachowaniu Onej jest to, że nie rzuca we mnie rękawicą otwarcie bo wie już, że umiem odszczekać. 

Moim oficjalnym imieniem jest "Somebody". Ktoś. 

Ktoś powiedział, Ktoś zrobił, Ktoś wie. Mówi o mnie, stojąc metr dalej i nazywa mnie Ktoś chociaż doskonale wie o kim mówi. Tak ją to rajcuje, że potrafi Kogoś zjechać z góry do dołu i uważa, że ma do tego prawo, bo przecież nie mówi i mnie tylko o Kimś. Głupio sprytne, nieprawdaż?

A jechać mnie nie ma za co. Mój zmysł obserwacji wypracowany do perfekcji niczym tropiciel w tropikalnej dżungli jest już tak wyostrzony, że jestem w stanie przewidzieć i uniknąć wszelkich komplikacji i nieprzyjemności jakie może mi sprawić ale i tak nieustannie mnie zaskakuje. 

Jednego dnia Starszy Pan przyniósł do przychodni 5 litrów moczu w kubłaku. Wiem, ohyda ale tak się robi jak cierpi się na raka prostaty i nie ma już dla nas w tym nic z ohydy. Moczyk w 5 litrowym kubłaczku nie jest może codziennym widokiem, więc Starszy Pan zapakował suwenir w zieloną, nieprześwitującą reklamówkę i podał mi ukradkiem przez kontuar. bez zaglądania co jest w środku bo przecież czuję co trzymam a nie chcę Starszego Pana krępować sceną w której młoda dama ogląda siki jurnego dżentalmana. A więc na jego oczach postawiłam reklamówkę na podłodze, Pan do mnie mrugnął, ja do niego i poszedł. 
Taka beczka nie bardzo mieści się do plastikowej torby na próbki do laboratorium, w reklamówce do szpitala nie pojedzie tym bardziej, więc kiedy tylko Ona wróciła do Recepcji powiedziałam, że Starszy Pan przyniósł suwenir i pokazałam palcem na reklamówkę.
-Co!! To ja muszę o tym wiedzieć! To trzeba sprawdzić czy wszystkie papiery są na miejscu, trzeba to opisać!!..
-Właśnie przyniósł, własnie weszłaś do biura i właśnie ci mówię.
-Co!! 

/gówno, tylko po angielsku sie nie rymuje/

Wzięła sobie reklamówkę, trzasnęła kubłakiem o biurko, usiadła i zaczęła sprawdzać dołaczone do moczyku papiery z takim zacięciem jakby dostala paczkę z Ameryki. Kubłak poszedł do laboratorium z popołudniową partią próbek ale okazało się, że o 2 godziny za późno i Starszy Pan musi nasiurać do nowego kubłaka i tym razem zwrócić gadżet do Przychodni przez południem a nie po lunchu. 

Przyniósl nową reklamówkę kilka dni potem. A więc, żeby oszczędzić sobie kolejnego Co-Gówno, postawiłam jej reklamówkę na biurku, żeby Od Razu Ją Zauważyła I Od Razu Mogła Sprawdzić Papiery.

Weszła, usiała przy biurku, spojrzała do reklamówki, zerwała się, postawiła ją tam gdzie wcześniej ja ją postawiłam i gdzie było Źle i zaczęła szczekać:
-Ktoś mi tu baniak pełen szczyn postawił! To nie można gdzie indziej tylko na biurko?

Tym razem papierów nie chciało jej się sprawdzać bo już Kogoś obwrzeszczała.

I tak każdego, absolutnie każdego dnia. Każdy tworzy własne zasady i spodziewa się, że wszyscy będą ich przestrzegać. jednego dnia "nigdy nie wysyłamy recept do innych aptek, nigdy" a 3 dni potem "wysłaliśmy receptę do Bootsa". Jeden lekarz dostaje apopleksji kiedy pacjent wchodzi do Przychodni z ulicy, inny nie ma nic na przeciwko. Jeden uważa, że to dobry pomysł, inny że to koniec świata. Jeden nie ma nic na przeciwko, drugi nie rozumie o co chodzi. I tak w kółko Macieju. 

Straciliśmy jedyny kontakt z organizacja która zajmowała się prywatnym transportem pacjentów do szpitali na wizyty z konsultantami, zobaczyłam w Miasteczku ogłoszenie o prywatnym transporcie i spisałam numery kontaktowe. Zerwała kartkę z tablicy ogłoszeń jakby była na nim jej wredna morda.

Tak bardzo mnie ignoruje i uważa, że nie mam nic mądrego do powiedzenia, że kiedy coś do niej mówię, odwraca się i robi swoje. Przez to myli dziewczynę w ciąży która chce wizytę na szczepienie na krztusiec z kobietą która płacze jak dziecko bo właśnie jest w trakcie poronienia i nawet nie przeprosi. Ludzie patrzą na nia jak na idiotkę, ja nadal próbuję tłumaczyć

/nie, posłuchaj, to nie ta pacjentka, poczekaj/

a Ona nawija swoje i kiedy wychodzi na jaw, że zachowuje sie jak debilka, wrzeszczy na mnie: 
-A krztusiec robi tylko Sarah!
-W I E M!!

Pacjentka od krztuśca patrzy na mnie i mówi:
-Oddychaj, 1,2,3, no już. fffffff.... oddychamy.... i relaksujemy się... tak?

Robi idiotkę z siebie ale to bi nie przeszkadza póki ja nie wychodzę na idiotkę.

Zadzwoniła żona pacjenta, z domu, żeby dać znać lekarzowi co się dzieje i wezwać Pielęgniarkę Środowiskową. Żadna nie odbiera telefonu, więc mówię Jej co się dzieje i Ona mówi, że zaraz zadzwoni do Ivette bo ma do niej inny numer. Zostawiam to w jej rękach bo robię coś innego. Po godzinie oddzwania PŚrodowiskowa (nie przedstawiła się), że przyjechała do pacjenta, ma krwotok z pęcherza do cewnika i mam wezwać ambulans (my wzywamy bo mamy więcej info o pacjencie niż zona czy ona sama). Wezwalam ambulans i zapisałam w notatkach pacjenta co i jak, o której, z kim rozmawialam i kiedy tylko zobaczyłam Ją, dałam jej znać jaki jest dalszy ciąg programu. 
-Co?
/gówno/
-Wezwałam ambulans jak kazała. Oddzwoniłam do żony i  dałam im znać, że jest w drodze. Wszystko jest na ekranie.

Minęły 2 godziny.

-I POPRAW to na ekranie, bo dzwoniła Anette a nie Ivette. Ivette jest na urlopie i dodzwoniłam sie do Anette!! Potem będzie że Ivette nic nie wie!
-Ja nie wiem do kogo się dodzwoniłaś bo mi nie powiedziłaś.
/tak ważnego szczegółu w calej sytuacji, że chyba pacjent wykorkuje jeżeli ja tego nie sprostuję/
... powiedziałam do ściany bo Ona wyszła nie czekając na moją odpowiedź.

I jak Wam się wydaje... ile tak można?

W całej tej nieustannej, koszmarnej sytuacji wykiełkował jednak awans i o przykrych skutkach napisze jutro. Bo na dzisiaj dość oparów absurdu.