sobota, 7 lipca 2012

Idziemy do szkoły!

Maja odwiedziła wczoraj swoją nową szkołę. W przyszły piątek będzie kolejne spotkanie dzieci i pogaduszki nauczycieli z rodzicami. Maja bardzo się napaliła na szkołę, szczególnie jak powiedziałam, że będzie nosić do szkoły pudełko kanapkowe i picie. Umyśliła więc, że szkoła to miejsce pikników i dopilnowała dokładnie, żebym do plecaczka z Fifi zapakowała kanapkę "tlójkącik", jabłko, rodzynki i picie.

Kocham tą jej pewność siebie i bezceremonialność. Weszła do obcego budynku, dała sobie zdjąć plecak i kurtkę i od razu wystrzeliła w salę gimnastyczną krzyczać:
-ALe faaaaajnie!
Pierwsza znalazła maluchy z zerówki, wpadła w kredki, dostała od pani własne imię-naklejkę na brzuszek i tyle ją widziałam. W pokoju śniadaniowym, od 9:00 do 11:30  sekretarki uwijały się podając kawę, herbatę, ciasto marchewkowe zebranym rodzicom, przymierzały i prezentowały mundurki na małym chłopczyku zadziwionym swoją nagłą popularnością.
-Ale ja już mam mundurek!

Ponieważ Maja, jak wszyscy wiedzą wzrostem grzeszy, musiałam poprosić, żeby ją przyprowadzić i zdecydować czy brać kurtkę przeciwdeszczową na wiek 7-8 czy 11-12. Pani poszła po Maję ale wróciła z pustymi rękami:
-Je tosta.
-Co robi?
-Je tosta.
-Je chleb z tostera??
- Owszem. ..... a normalnie tego nie robi?
-Nie. W życiu.
-Aha.

Okazało się, że pasuje kurtka 11-12, dziewczynki noszą tylko spódniczki, więc odpadł mój największy problem z dobraniem jej spodni- ma nadal duży brzuszek i nierozciągliwe spodnie gniotłyby ją w bębenek w czasie godzin siedzenia przy stoliku. Spódnicę można podciągnąć wyżej i brzuszek będzie czuł się o wiele lepiej.W tej kwestii  nic się nie zmienia, brzuszek rośnie razem z Mają i nawet ostatnie tygodnie podczas których Maja pokochała truskawki i odmawia sobie śniadania i obiadu na ich rzecz, nie schudła ani grama. Ona po prostu taka jest ale trochę mnie to martwi. Już zaczynam myśleć, że ma "pszeniczny brzuszek" czyli formę łagodnej celiaklii ale już sama nie wiem. Pomijając makaron, nie je produktów mącznych prawie wcale....

No i tak sobie siedziałam i obserwowałam otoczenie. W szkole jest zaledwie 100 dzieci, w klasie Mai będzie ich trzynaścioro. 2 i 3 klasa są połączone w jedną bo dzieci było za mało ale generalnie żadna klasa nie jest większa niż 20. Wf odbywa się wspólnie w większych grupach, dzieci codziennie zbierają jajka od kurek, karmią i zmieniają sianko, wszystkie grają na instrumentach i można wybierać między pianinem, fletem, klarnetem, wiolonczelą, gitarą, perkusją.... Dużo dzieci dostaje stypendia muzyczne po tej szkole. Rodzice, którzy przyszli na spotkanie to warstwa społeczna raczej średnio zamożnych, wyciszonych i spokojnych osób, które dopytywały się czy powinni kupić dzieciom piórniki, pomóc dzieciom przez wakacje w jakiś ćwiczeniach... Fajni i zaangażowani. :)

Jeszcze jedna nauczycielka mieszka na naszej ulicy, więc jak się okazuje, jeśli jest problem z dowiezieniem dziecka do szkoły lub odebraniem- nie ma problemu. Wystarczy zadzwonić i zabierze Maję ze sobą. Planujemy, że będziemy wozić Maję autem bo autobus w pełnym wymiarze kosztuje ponad 400f za rok. Wioseczka leży zaledwie 6 minut autem od Koziej Wólki, więc kurs autem jest o niebo tańszy niż trzaśnięcie drzwiami szkolnego autobusu.

Po wszystkim Maja była bardzo podniecona i kiedy obiecałam, że przyjdziemy znowu za tydzień dała się pięknie ubrać i kiedy za szybą pojawiła się Rodzicielka z Gabim zaczęła krzyczeć do wszystkich:
-Patscie, to moja bapcia! Widzicie? Moja bapcia!!

Tłum domyślił się, że chodzi o grandmother, dzięki Bogi i nie posądził pani w żółtej kurtce przeciwdeszczowej o zamiar porwania.

Mai bardzo się w szkole podobało. Ma już wybrany mundurek, czekamy tylko do września na kupno butków bo majowe stópki rosną tak szybko, że jak bum cyk cyk, w nocy powinniśmy słyszeć jak jej trzeszczą kości. :)

Po drodze był problem i o mało co byłoby ze szkoła wymarzoną jak z autobusem, który odjeżdża nam sprzed nosa. ktoś nie dopilnował i aplikację do Councila dostarczono mi 2 dni po ostatecznym terminie. Na szczęście się udało, już kobyłka u płota.... pewnego dnia w przedszkolu dostaję pakiet powitalny dla dzieci, które powitają szkołę w Koziej Wólce. NIE! Coś się stało, coś bardzo niedobrego! Pędzę do domu, łapię za słuchawkę, dzwonię do szkoły marzeń- Maja jest na liście przyjętych.
-Ale jest też na liście w Koziej Wólce!
-O! O!! O!!! .... proszę poczekać.....
....szepty w słuchawce- radzą. Ja mam kostkę lodu w żołądku.
Odbiera nowa osoba:
-Ale jest na naszej liście!
-A w naszej szkole też!
-A skąd wiadomo?
-Bo włąsnie dostałam od nich papiery!
-O! O!! O!!!.... prosze czekać....

rozmawiałam tak z 4 osobami. W końcu uradziły, że skontaktują się z Councilem i ustalą jak to się stało, że Maja stała się nagle taka popularna.

Na szczęście, po kilku godzinach oddzwoniły i zakomunikowały, że przyznały się przed Councilem do Mai i kazały skreślić ją z listy w Koziej Wólce.

UFFF k***a!

Szkoła w Wólce ma ocenę good, a szkoła marzeń outstanding. Dzieci zawsze będą zawieszone między dwoma kulturami, polską i angielską, więc pewność, że będą miały najlepszą możliwą drogę edukacji jest dla mnie bardzo ważne. Po tej szkole łatwo dostać się do fantastycznej Secondary School w Miasteczku a dzieci po niej w ogromnej przewadze dostają po collegach stypendia na uniwersytetach. Niby droga daleka ale ostatnio wspominaliśmy z Susłem nasze pierwsze dni w podstawówce i gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że to pierwszy dzień z kolejnych 21 lat nauki- nie uwierzyłabym i pewnie bym się załamała.... :) ALe jakoś poszło i przyznam, że nie bez przyjemności.

A więc pierwsze koty za płoty są, pudełko kanapkowe czeka.

Wiwat Maja.


5 komentarzy:

  1. Gratuluję Majowego sukcesu w szkole :)Każda mama denerwuje się bardziej od swojej pociechy - sama też przez to przeszłam. Chciałam powiedzieć, żebyś na razie nie martwiła się brzuszkiem Mai - to dopiero raptem parę latek Twojej córeczki.
    Ja mam chłopaka w domu i wyglądał dokładnie jak Maja - też wysoki, długi i balonik z przodu. Lekarz powiedział, że to zespół wrażliwego jelita (haha, bez jakichś konkretnych badań) i że z tego się wyrasta. Oczywiście wierzyć nie chciałam ale nie miałam innej opcji. Teraz moja pociecha ma 145 cm wzrostu, 10 lat i balonik jakby się 'wchłonął'. Nie jest chudzinką, ale nic mu już nie odstaje, jak to było w wieku 3-4 lat. Po prostu ma wrażliwy żołądek i trzeba uważać na to co je. Myślę, że to samo może być z Mają. Jeśli nie zacznie jej wyciągać za jakieś 3-4 lata, to wtedy dopiero zacznij się martwić, a na chwilę obecną ciesz się sukcesami w szkole. Instrumenty to świetna rzecz - dzieci niewiarygodnie szybko to łapią. U mojego syna w piątej klasie każdy przez rok cwiczył (na wybranym instrumencie) a na chwilę obecną w domu rządzi pianino i postępy są błyskawiczne. Życzę Mai takiej samej pasji :))

    P.S. Ja starać się o miejsce w 'outstanding' szkole średniej będę już za rok - a dokumenty w tym roku składane będą. I takie same opłaty mnie czekają, tyle że ja już będę musiała wysupłać kasę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje!
    Oto Maja zaczyna kolejny etap w życiu. Etap, który w Polsce wygląda dramatycznie (na każdej płaszczyźnie) już od chwili, kiedy trzeba kupić pierwszy tornister, aż do matury. Studiów nie będę komentować, bo nie lubię się z rana denerwować. Twoja córa nawet nie wie, ile paskudnych nerwów, stresu i niechęci do życia ominie tylko dlatego, że ma wielkie szczęście nie poznać polskiej podstawówki... Patrząc z perspektywy czasu - naprawdę zazdroszczę :)

    Pamiętam doskonale swoje pierwsze prawdziwe pudełko na kanapki. Było jasno-żółte, profilowane na kształt kromki chleba i w ogóle wyrąbane w kosmos. Zapamiętałam to pudełko właśnie, kanapki z szynką i liczydła z kolorowych koralików samodzielnie nawlekanych na grube sznurki. Go Maja! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli prawdopodobienstwo sukcesu zyciowego zalezy tak naprawde od rodzicow, ktorzy najpierw musza dziecie popchnac do szkoly 'outstanding', potem rownie dobrej secondary a potem nadal dopingowac potomka, aby bron Boze nie zmarnowal tych szans i startowal do collegu, a nastepnie na uni. Oczywiscie ze stypendiami. Innymi slowy, wszystko jest kwestia 'urodzenia', bo i trzeba wszak mieszkac w stosownej okolicy, gdzie sa te wszystkie dobre szkoly. Brr.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego właśnie nie chciałabym zostać w Polsce. Tu system edukacji jest co najmniej dziwny. A szkołę wybiera się bardziej ze względu na wygodę dojazdu, niż na jej poziom nauczania. No ale cóż, nie jest źle, chociaż matury niektórzy zdać i za czwartym podejściem nie mogą.. No nic. Cieszę się, że trzymasz edukację swoich dzieci w dłoniach, będą Ci za to wdzięczne! Tak i Polsce być powinno. Pozdrawiam :):)

    OdpowiedzUsuń
  5. A czy w szkole sa uznawane sukienki zamiast spodniczek? Czasami to bywa jeszcze wygodniejsze niz spodniczka, zarowno ze wzgledu na brzusio jak i na koszule/bluzeczke, ktora nie wylazi tu i tam:)
    Pozdrawiam:) zaba

    OdpowiedzUsuń