czwartek, 31 maja 2012

Matka Polka

Mówią, że to nieładnie oceniać swoich rodaków negatywnie, że krew to nie woda i taka sama płynie w żyłach krytykującego. Ale i tak pokrytykuję dzisiaj bo przed moimi oczami roztacza się widok patologii.

Nieczęsto bywam w mieście od kilku miesięcy. Tyle co w weekend w pracy i na zakupach a w ciągu tygodnia pogrążam się w błogim domatorstwie, które cenię sobie ponad wszystko. Ale kiedy już zdaży się wypad na miasto, jak wczoraj, większość przyjemności odbierają mi... matki Polki.

Pojechałyśmy wczoraj do Daventry po basen dla Dzieciusiów. W UK przyszło wiosno-lato, czyli upał topiący asfalt i mnóstwo prażącego słońca. Ponieważ z błękitnej piaskownicy Dzieciusiów Rodzicielka zrobiła w ogrodzie oczko wodne, a same Dzieciusie są już za duże, żeby pluskać się w litrze wody na dnie plastikowej skorupki- przemeblowałyśmy patio i ogłosiłyśmy czas na jaccuzi.

W gorącej i męczącej wędrówce po sklepach w Davntry, uparcie towarzyszyły nam dwie polskie pary: Mamusia, Córuś, Synek i Tatuś oraz Para z Dziewczynką.

Mamusia- od razu widać, że odwiedzającą przylatująca- czarne włosy, siwe odrosty związane recepturką, tonaż podający wyobraźni sceny z ccyem na parapecie, błękitna suknia i czarne sandały bez palców. Córeczka- typowa Polka w UK- blond tleniona, włosy spęte klamrą, sportowe wdzianko, podobnie jak Tatuś, w dresie a Synek- malutki, chudziutki chłopczyk w wieku lat może 3.

Zaczęło się od rozpychania. Rodzicielka co prawda nie sądziła na początku, że Mamusia to Polka ale po trzecim kuksańcu w plecy pomyślała, że czuje się jak w polskiej kolejce do sprzedawczyni parówów. Potem Mamusia otworzyła usta i oczywiście, sparawa się wyjaśniła. :)

Głosno deliberowały o zasłonach i obrusach a Synek biegał w kółko od czasu do czasu ciągnąć mamę za spodnie:
-Mamo.
-Mamo!
-Mamo, no!

Mama Synka ocz\ywiście kompletnie ignoruje wołania. I tak sklep po sklepie. W końcu cierpliwośc dziecka się skończyła:
-MAMO!
-CO!!!!!!!!!!!!!!!- na cały sklep.
-Chcę siusiu!
-JESZCZE CZEGO! CO TY MYŚLISZ, ŻE JA NIE MAM CO ROBIĆ TYLKO NA SZCZANIE BIEGAĆ Z TOBĄ CO CHWILA? WYBIJ SOBIE Z GŁOWY!

Zawarczałam. Cały sklep obrócił się w milczeniu słuchał polskiej mowy w wydaniu jadowitej odpowiedzi na prośbę płaczącego dziecka.

Idziemy dalej.

W jednym ze sklepów Maja znalazła układankę z literkami i bawi się przy wystawie.  Podeszła do niej mała blondyneczka- Dziewczynka od Pary i obie gmerają w literach. Nagle, na cały sklep wrzask:
-MAJA!!! ZOSTAW TO NATYCHMIAST PO-WIE-DZIA-ŁAM!

Obie odwróciły się na krzyk, Dziewczynka odeszła pokornie od zabawki a Maja... usta w podkówkę, tragedia w oczach i płacz! Dziewczynka też miała na imię Maja a producentem tego uroczego wrzasku była oczywiście jej polska mamusia, która nie umiała odezwać się do własnego dziecka jak do ludzkiej istoty.

Maja przebiegła przez sklep i do mnie w płacz tak straszny jakby kończył się świat.
-Maju, to nie było do ciebie, kochanie! Mama nie nakrzyczała na ciebie...
Para stoi oczywiście i słyszy jej płacz.
-Ale Pani nakrzyczała!
-Kochanie, Pani nie nakrzyczała na ciebie, Pani tak krzyczy na swoje dziecko nie na ciebie.- a co, przynajmniej dla satysfakcji.
-Ale oklopnie!
-Wiem kochanie, że okropnie, już nie płacz, nic się nie stało.
-Ale dziencynka jest smutna!
-Nie jest, popatrz, jest przyzwyczajona. - ponownie: a co!
-Ale nie wolno tak ksyceć na Maję!- Maja była niepocieszona i bardzo roztrzęsiona.

Po Parze jak po kaczce. Ekspedientka spytała co się stało i skasowała Parę spojrzeniem służby socjalnej.

W kolejnym sklepie- książki i ciuchy second hand. Stoimy, oglądamy, grzebię w książkach kucharskich... podchodzi dziewczyna, z wyglądu Polka i też ogląda książki. Za jej plecami staje jakiś facet i mówi podniesionym głosem:
-Co ty robisz? Możesz mi wyjaśnić? K s i ą ż k i oglądasz? Ochujałaś? Po co ci to?
-Weź się odwal, idź sobie lepiej, co? Spierdalaj.
-Jak ty do mnie mówisz, co?

Odeszłam, żenadą też można się udusić. Oni pewnie niedługo też się oszczenią i będą wychowywać swoje dziecko na podobnemu sobie.

Dziś w przedszkolu MamaPolka szkoliła swoją trzyletkę jak należy trzymać flamaster. Ośmioro dzieci przy stoliku, jej najmłodsze bo dopiero dołączyło do grupy. Matki stoją za plecami maluchów i jak codziennie zagrzewają do walki o każdą piękną literkę. MamusiaPolka też chyba stwierdziła, ze należy okazać troskę i dawaj strofować  jadowitym sykiem dziecko na całą salę, po polsku:
-Co tu robisz? Co to są- grabie?? Jak ty trzymasz ten flamaster? Jak ci pokazywałam??? Zachowuj się, patrzą się!!!

Się patrzyli, a i owszem, ze zgrozą. Mamusia skrzyżowała łapy na cycach, zmarszczyła brwi, usta ściągnęłą w ciup i patrzy w dół, na stolik- rozejrzałam się po twarzach reszty matek i na ich tle wyglądała jak bardzo-jebnięty-w-dekiel-wkurwiony-jeż. A powinna wyglądać jak matka, chyba...



Nie wiem co się dzieje- czy to pewność siebie przelewająca się przez brzegi wszelkiej krytyki? Czy to bezczelność i brak szacunku dla własnego dziecka czy jakaś poza matki twardej i stanowczej? A może kompletnie- żadna poza, czysta i jawna nagość uczuć czy raczej ich braku?

Jak próbuję porównać ich zachowanie do zachowań brytyjek to polskie matki, które słyszę wokoło wpadają mi w najniższą, proletariacką klasę Anglików, których nazywamy "ci z B.Hill". Dresy, tlenione pióra, zaciśnięte usta, wrogość, pogarda, kompletny brak szacynku do dzieci a tym bardziej do innych. Wrogość okazywana jawnie i otwarcie, pretensja do całego świata za nie wiadomo czyje grzechy.

Czy przyjdzie taki czas, że zmienię zdanie o naszych rodakach? Zdarzy się tak, że podobne sceny zamienią się i częściej będę spotykać normalnych, polskich rodziców traktujących swoje dziecko z szacunkiem, niż takich, którzy z powodzeniem wychowują kolejne pokolenie buractwa z sianem w kaloszach?


8 komentarzy:

  1. Mi się wydaje , że po prostu normalnych polskich rodzin nie widać ani nie słychać. Potrafią się zachować więc się nie wyróżniają z tłumu . Ale to tylko moje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A w moim miescie tak nie jest...ja właśnie widzę duzo angielskich matek strasznie krzyczących na swoje dzieci.....az mi ich żal......

    OdpowiedzUsuń
  3. Chamstwo to chamstwo, bez wzgledu na narodowosc. Odkad sie przeprowadzilam w rejon ubogi w proletariuszy, spotykam samych fajnych Polakow, normalne rodziny. Podczas wypadu do Londynu natomiast...jade metrem, obok polska para uprawia aktywny flirt. W pewnym momencie obmacywana panna do chlopaka: tylko, kurwa, ostroznie! Odetchnelam z ulga, gdy wysiedli...

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszka, to właśnie jest problem- spokojne rodziny nie robią nam wstydu, ich nie słychać i nie widać a reszta sądzi po głośnych chamach. Mam już dość ostrożnych spojrzeń ludzi na ulicy, którzy słyszą polską mowę ale nie są pewni czy zaraz rzucę kurwą macią na całą ulicę czy okażę się być tą ze spokojnych...

    Madzia, oczywiście, że krzyczą ale oni są u siebie a my przywozimy z kraju co mamy najlepszego?

    DVT- kurwa megauniwersalna jest słowem najczęściej słyszanym dlatego Anglicy pytają nieustannie co to znaczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pracy mnie sie kolezanka z Estonii zapytala co to jest 'kurva', bo pracujac ongis w restauracji z naszymi slyszala to na prawo i lewo :) No i musialam wytlumaczyc, ze to tak jak 'fuck', acz doslownie znaczy 'whore', hehe.

      Usuń
  5. Ja powiem tylko, ze buractwo emigracyjne doprowadzilo do tego, ze wstydze sie mowic, ze jestem z Polski. Nie, ze wstydze sie kraju, nic z tych rzeczy. Wstydze sie tego, z czym jestesmy tu utozsamiani, a jest to wszystko, o czym napisalas. Nawet Osobisty Anglik bezblednie wskazuje typowych polonusow - bo widac, slychac, a czasem i czuc na mile. Nie trzymam sie z Polakami, nie integruje - probowalam raz, ale z racji bycia czyjas przelozona zrobilo sie niemilo - no, bo jak to tak, swojemu rodakowi patrzec na rece? Jak mozna nie tolerowac lamania przepisow prawa? No przeciez tylko JA o czyms wiem, to chyba nie zakabluje kolegow rodakow? A, zakabluje, bo ja jestem w pracy, oni sa w pracy i sa moja odpowiedzialnoscia. Sorry, Stefan.
    Innym razem mieszkalam z polonusami (celowo tenze epitet), nie zrobie tego nigdy wiecej w zyciu.
    Wyglada na to, ze spora czesc emigracji to totalna patologia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po przeczytaniu posta stwierdzam, ze mam wyjątkowe szczęście do unikania patologii polskiej. Przez 6 lat pracowalam jako asystent nauczyciela - glownie z Polakami, roznie to bywalo, generalnie nie powiedzialabym ze jakos odstawali od angielskich kolegow w kwestii obycia i zachowania. 'Kurwy' oczywiscie byly na porzadku dziennym i ostro tepione przeze mnie i innych nauczycieli, ktorzy poprosili o udostepnienie 'slowniczka' bardzo brzydkich wyrazen z wymowa fonetyczna :)
    Ostatni taki kontakt z polska patologia mialam jakis miesiac temu. Moj partner jest drifterem i jezdzi na rozne imprezy samochodowe w calej Anglii (glownie niedaleko Ciebie, Kokain). Tym razem bylismy w nowym miejscu, trybuny, piekna pogoda, sporo slonca i fanow motoryzacji. Kto najglosniej sie zachowywal i rzucal 'miesem'? Kto jako jedyna grupa spoleczna pil piwsko i SIADAL POTEM ZA KIEROWNICA? Kto kopcil jak opetaniec bez poszanowania siedzacych obok? Bylo mi tak wstyd. Moj syn do mnie na ucho: mama oni mowia po polsku ale bardzo brzydko. 10-latek sam sie wstydzil ze takie menelstwo kolo niego siedzialo. Impreza kameralna byla raczej, ale co widzialam, to widzialam.
    Oczywiscie to sa marginalne przypadki, choc potwornie zniechecajace do bratania sie z polska emigracja (czego w ogole nie robie). Bardzo wspolczuje Mai, ze musiala takiego czegos doswiadczyc. Juz w takim mlodym wieku wiedziec ze jest takie buractwo nieszanujące swoich dzieci?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja również znam takich, a spotykam się z nim tylko w pracy, bo... muszę! Gdy jestem w mieście, to staram się nie zauważać ich, a jak już mnie zaczepią, zawsze mówię, że się śpieszę. To przeważnie ludzie po kryminale, bo w tym kraju mogą zacząć życie od nowa, nie przebywam w ich towarzystwie, ale z tego co wiem (na palarni można się wiele dowiedzieć) to żyją od wypłaty do wypłaty, na ciągłych pożyczkach, codziennie są "wczorajsi" i co drugi ząb wystąp, ze znajomością języka angielskiego znikomą. Znam również spokojne rodziny, z którymi spotykamy się towarzysko.
    Odbiegnę od tematu... Był ktoś kiedyś na indyjskim weselu, wybieram się za tydzień i nie wiem co powinnam zakupić w prezencie, impreza będzie ogromna na 450 ludzi, więc prawie jak w Indiach... Dzień przed weselem, wybieram się pożegnać pannę jej narodowymi zwyczajami, impreza w towarzystwie najbliższej rodziny-150 ludzi, czy na tą imprezę też powinno się coś przynieść? Nie mam bladego pojęcia...

    OdpowiedzUsuń