poniedziałek, 20 lutego 2012

Dżem i chleb

A zacznę od końca czyli o chlebie i dżemie.

Zepsuła się nam Nka definitywnie. Gdzieś tam przed Bożym Narodzeniem padłą i już nie wstała. Pojechała więc do Polski a my zostaliśmy w salonie lampiąc się w milczący telewizor. No ja wiem, że mamy ok 2Tb filmów ale jakoś tak dziwnie bez świeżyzny sączącej się rankiem w Dzień Dobry TVN.

Więc Suseł wziął raszplę, wygrzebał izolację ze ściany w miejscu którędy kiedyś szła antena tv naziemnej, wepchnął do salony kabel i podłączył Freeview.

Mamy więc BBC1,2 i inne numery też są ale szybko wyniuchałam More4. Aaaaach! Aaaaaa..... mniam!
Jamie Oliver gotuje, rzuca, gniecie, smaży, blanszuje, piecze i opowiada. River Cottage pokazuje cuda kuchni wiejskiej, sprzedają i kupują domu, urządzają, sugerują, podtykają, przebudowują stare szopy w domy marzeń- A!

Aż się wzięłam za siebie i do nowo nabytej umiejętności robienia własnego jogurtu i pieczenia chleba postanowiłam dołożyć nową. Po tym jak pani wzięła banieczkę z dżemem domowej roboty, skibkę chlepka w szmatce, psa i klapki, wyszła przed dom, usiadła na ławeczce i zjadła wszystko to ze smakiem prócz psa i klapek. I ławeczki. :)

Dżem.

Nigdy nie robiłam bo wychowali mnie na mięsku. NIe jadałam więc dżemów, konfitur, miodków na chlepku, masła z cukrem, płatków z mlekiem, zup owocowych..... brrr.

Ale od czego się dorasta?

Ponieważ stwierdziłam jednoznacznie, że brakuje mi podstawowego sprzętu dżemowego, choć mam klapki i psa, to banieczki i ławeczki nie. Weszłam na Amazona i kupiłam książkę tą właśnie bo miała najwięcej stron i opinii na plus:


Jest w niej wszystko co można wsadzić do słoika, nawet banany. Zaopatrzyłam się również w urządzenie do robienie galaretek z owoców:

I pięć słoików, bo więcej nie znalazłam w domu. Na pierwszy rzut poszła galaretka z pomarańczy. Tylko z dwóch bo resztę się zjadło, akurat do jednego słoika. Mmmmmm.......Nie dotrwała do końca tygodnia. Dziś sączy się sok z jabłek na galaretkę jabłkową z cynamonem i goździkiem.

W tym tempie nie ma mowy o napchaniu spiżarni słoikami z owocnią i warzywnią świata. Tym bardziej, że w UK owoce tylko wydają się łatwo dostępne. Jabłka i gruszki są w sklepach cały rok, ale gruszki twarde jak kamienie. Jagody, maliny, jeżyny również ale w opakowaniach jak dla niezbyt głodnego mięsożercy. Pudełeczko na 20-25 owocków kosztuje 2f, więc gdybym miała nakupić np malin na 2kg chyba musiałabym wziąć nadgodziny. :) Anglicy zasadniczo nie robią już przetworów, owoce traktują jak delikates na raz. Stąd caął rzesza profesjonalnych angielskich kucharzy namawiająca na nowo do uprawy własnych ogródków i pakowania zbiorów do słoików. Tak naprawdę tylko dla własnej satysfakcji i pewności, że w słoiku jest tylko owoc i cukier a nie wujek Mendelejew. Ale jeśli za słoik najlepszego dżemu mogę zapłacić 2,70f czy opłaca się grzebać w słoikach w domu?

A w cholerę tam z opłacaniem! Dlatego mamy już upatrzoną pobliską farmę, gdzie uderzymy na wiosnę z pytaniem co i gdzie można kupić w sezonie.

I chleb.



Mam dość angielskiej gliny, polskie pieczywo na zakwasie jest dla mnie już zbyt kwaśne i rośnie w buzi. Wydelikacona Kokainka się zrobiła. Dodatkowo przeczytałam, że 80% tłuszczów piekarskich to tłuszcze trans, więc podjęłam decyzję i od 3 tygodni sama piekę chlebek. Na oliwie z oliwek, drożdżach, z nasionkami, chrupką skorupką. Robienie własnego chleba jest proste jak 123, zajmuje dosłownie godzinę czasu dziennie i to wtedy kiedy kucamy przy piekarniku i zaglądamy jak się piecze. :) Bo bez kucania, jakieś 45 minut. Robię od razu dwa wielkie bochenki, bo zanim zje się pierwszy, drugi właśnie pięknie dojrzewa.

I mam w planie wypróbować przepis na irlandzki soda bread z serem i jabłkami na cydrze. Ktoś się ślini, ja tak.

A co by się stało gdyby mieć taki piecyk, ladę, szybę sklepową, piec chleb i bułki w niewielkiej ilości, rankiem... dla mieszkańców wioski czy małego miasta.... nieustannie chodzi mi po głowie to marzenie- gotować dla mas!


No i Maja zaczyna jeść "kanapki".  W rzeczywistości jednak je tylko te, które dajemy jej w aucie kiedy wracam z Tesco- teskowe trójkąciki. W których zje wszystko- i rzeżuchę i jajko, majonez, bekon, sałatę, pomidora... w domu ta sama kapka zostanie rozłożona na czynniki pierwsze, obadana, przestudiowana paluszkami i naocznie i odsunięta z niesmakiem. W aucie MA BYĆ "tlójkącik" i koniec. Więc robię je z własnego chlebka i udaje, że Tesco dało. Ale przynajmniej poznaje smak prawdziwego chleba a nie przyzwyczaja się do gliny z przeznaczeniem pod toster i Marmite.

9 komentarzy:

  1. ech pyszny musi byc taki chleb, rozmarzylam sie. Podeslalabys royal malem :) Poprosilabym o przepis , ale obawiam sie ze co dla ciebie proste jak 123 dla mnie takowe juz nie bedzie, zwalam na piekarnik (bo na siebie przeciez nie bede), ale synek ostatnio piecze brownie z pudeka i mu wychodzi, bo mnie to nawet te z pudelek nie wychodza, do pieczenia sie nie nadaje. A ten chleb to z angielskich indegries ? Albo moze pochwal sie przepisem, moze jednak sie skusze jeszcze przed wykluciem mlodego ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. Marzy mi się maszyna do pieczenia chleba - taka najprostsza i nieskomplikowana, co to ją każde łosiątko obsłuży. Matka słyszeć nie chce, ale haha! przekona się jeszcze, jak jej taki chlebek któregoś dnia upiekę! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja poproszę też o jakiś przepis na chleb dla antytalencia kuchennego (no dobra, może nie jest tak źle). Robiłam chlebek z mieszanek marketowych (wiem, też chemia) i wychodził naprawdę dobry, więc pora wejść na wyższy poziom i zrobić od podstaw. A nienawidzę (i nie jem) tostowego badziewka. Tylko piekarnik mam taki sobie... Uwielbiam za to taki z chrupiącą skórką...Mmmm. Jak miałabyś chwilunię w tyogdniu, to w piątek już bym w składniki się zaopatrzyła i wypróbowała.

    OdpowiedzUsuń
  4. hej te gruszki z tesco zmiekna jak zostawisz na kilka dni na szafce. ja kupilam zjadlam jedna - twarda, zostawilam, zapomnialam a jak znalazlam po kilku dniach to cud miod sok az plynal po brodzie.
    basialiv

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko, gdzie moje gruszki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja poproszę przepis na domowy jogurt:-) Dobrze, że wróciłaś Kokainko, świat jest teraz lepszy:-)

      Usuń
  6. Gruszki jak poleza sa pycha:)ja mam do farmy 5 min na nogach i wlasnie dzis sie rozczarowalam bo buraczki i kalafiorki sie juz skonczyły byle do wiosny :)ok 20 min autem mam do farmy z malinami truskawkami jezynami i wielkim jak orzechy agrestem tam jezdze z dzieciami w lato dostaja pojemnik i zbieraja troche do buzi reszta do pojemnika hm... farmy mnie otaczaja wczesniej tego nie zauwazylam???????????????

    OdpowiedzUsuń
  7. Gruszki jak poleza sa pycha:)ja mam do farmy 5 min na nogach i wlasnie dzis sie rozczarowalam bo buraczki i kalafiorki sie juz skonczyły byle do wiosny :)ok 20 min autem mam do farmy z malinami truskawkami jezynami i wielkim jak orzechy agrestem tam jezdze z dzieciami w lato dostaja pojemnik i zbieraja troche do buzi reszta do pojemnika hm... farmy mnie otaczaja wczesniej tego nie zauwazylam???????????????

    OdpowiedzUsuń
  8. Też mnie czasem nachodzi na takie swojskie, naturalne ,,czarowanie" w kuchni, tyle że najpierw muszę wyczarować kuchnię, mieszkanie i całą resztę:) Na szczęście w kraju, w którym mieszkam, nie najgorzej z chlebem.

    OdpowiedzUsuń