sobota, 31 grudnia 2011

2o12!

Mam nadzieje. Mam nadzieje że 2012 będzie rokiem wielkich zmian i praca tysięcy ludzi nie pójdzie na marne. Mam nadzieje, że upadnie kapitalizm, umrze demokracja, banki legna w gruzach a konta bankowe znikną. Mam nadzieje że wyschna rafinerie nadftowe, wygasna stosy atomowe a czapy polarne nie będą miały powodu topniec. Mam nadzieje że umrze chamstwo, ignorancja, fanatyzm, głupota a ludzie na ich prochach posadza Nowy Świat.

Przylaczcie się Kochani do tych życzeń- bo lepszych nie łatwo sobie wyobrazić.

A Maya i Gabi życzą Wam ciastek i soczku pomalalalncowego.

:*
Sent from my BlackBerry® smartphone on O2

niedziela, 25 grudnia 2011

A Maja...

 

Znalazła rankiem wypite mleko, ciastko z lukrem zjedzone do połowy i choinkę wyrastającą z góry paczek. Oczywiście furorę zrobiły jak zwykle figurki! 12 postaci Wróżek z matą przedstawiającą góry, lasy o jeziorka plus książka i pudełko, do tego książka z wszystkimi trzema filmami o Wróżkach, dwie encyklopedie obrazkowe dla obojga, torba słodkości wszelkiej maści oraz cudny kubek-puchar z pokrywką, rurką i ... Dzwoneczkiem obracającym się w kuli pełnej Pyłu. Ze sklepu Disney'a w Milton Keynes. Gabi natomiast dostał matę z ulicami, znakami drogowymi i resorakami, wielkie auto na antenkę i kontroler oraz 12 figurek Toy Story.... którymi jak widać zaopiekowała się Maja. Póki Gabi nie dorośnie ;)

Jeszcze późnym wieczorem Maja wpychana na siłę do łóżka domagała się swoich ludzików....Może w przyszłości zostanie pisarką albo scenarzystką? W jej świecie Buzz Astral umawia się w lasku z Dzwoneczkiem!

A ja mam swoje autka i ulice!


Pomijając oczywiście nieustanną gorączkę, kaszel i katar. Już piątą dobę karmimy Gabiego syropami przeciwgorączkowymi zbijając temperaturę z 40*C w zadku do znośnej. Dr GP zdiagnozował "wirusa" co nam niewiele pomaga bo co prawda przypisał antybiotyk gdyby w czasie Świąt przypętała się jakaś bakteria ale bakterii nie ma, antybiotyk w lodówce a gorączka nie spada. Podsumowując, caluteńki dzisiejszy dzień przesiedziałam na sofie, trzymając Gabiego na rękach- odkrywając kołderką kiedy syrop przestawał działać, żeby go schłodzić i zakrywając kiedy zasypiał zmęczony dychaniem i kaszleniem.

Sama też nie lepiej- tyle nagotowałam, stół ugina się od łakoci a ja mam katar od którego kompletnie straciłam smak. Kompletnie. Nie czuję nawet zapachu maści Vick na rękach. Klapa, żadnej przyjemności. :)

sobota, 24 grudnia 2011

PD: Łosoś z pomaranczami i tymiankiem



Gotowy, czeka aż z piekarnika wyjdzie murzynek Susla.

Nie jadam karpii, sledziem gardze o ile nie jest marynowany. Łososia natomiast kocham pasjami. No i jest to jakiś sposób na naklonienie Mai do zjedzenia czegokolwiek że stołu wigilijnego.


Tradycyjnie u Kokainki na blogu życzył Wam Wszystkiego Najlepszego jakiś Mikołaj a to z gołym zadem a to jakiś inny dewiant. W tym roku będzie to plaster martwej, zimnej ryby oblozonej owocem cytrusowym. :)

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO KOCHANI MOI! Z okazji Wigilii Bożego Narodzenia, Wam i Waszym Rodzinom życzy Kokainka, Suselek, Maya i Gabi. Oraz Ryb w Owocu.

piątek, 23 grudnia 2011

Nielatwa decyzja wbrew pozorom.

Kochani!
Mamy mniej niż 24h żeby zadecydować jak "sprzedać Mai Mikołaja".

A co by było gdyby...

...Połączyć dwie kultury, skoro nasze dzieci tak czy siak będą tworem raczej hybrydy jeśli chodzi o wpływy polskie i angielskie?

Wpadliśmy wiec na pomysł, żeby (może) przenieść rozpakowywanie prezentów na poranek po Wigilii? W ten sposób moznaby opowiedzieć Mai o Mikołaju wchodzacym nocą przez komin (skoro już mamy kominek), zostawić mu mleko i ciasteczka na stole. A przede wszystkim podarować sobie ten żenujący moment kiedy pomiędzy gotowanie a ostatnimi przygotowaniami, pod choinka pojawiają się nagle prezenty a dziecko, któremu nawijalo się Mikołaja na uszy od tygodni pyta:
-Ale kiedy był? Siusiu nie zajmuje tyle czasu!

A wiec jest pomysł.

A Wy? Jak wygląda Wasza komitywa z Mikim?
Sent from my BlackBerry® smartphone on O2

40*C

Mamy Malutkiego Chłopczyka na antybiotykach, syropie na kaszel i paracetamolu. Niech Mikołaj przyniesie troszkę zdrowia...

wtorek, 20 grudnia 2011

No i mamy Maje w stanie rozkatarzenia

Maja kaszlala i smurczala dwa dni a dziś obudziła się z głową jak wielki cieknacy glut.

Chce tylko 'bajki-bajki' i jabluszko, picie i 'wycij ocki' bo łzy lecą same. :( Na szczęście nie ma gorączki.

W pierwsze Mai Boże Narodzenie miała infekcje miejsca szczepienia, w zeszłym roku Gabi kolkowal 5 dni. W tym roku mamy chusteczki i maści na katar...

A mówiłam, nagotuje co się da jak najszybciej bo w tym domu nigdy nic nie wiadomo. :)

Ale jak chcę, umiem Mamo!

Nasze świąteczne ciasteczka gwiazdeczki, które Maja pomagała upiec kilka dni temu. Niezależnie od tego jak się starała, dziurki po paluszkach sa prawie na każdym ciastku.

Zanim spakowalam je do torebki, probowanie i ocenianie procesu produkcyjnego pochłonęło połowę gwiazdek.

Zrobić jeszcze?

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Nie mogę mamo, tu gotujem ciasto!


Maja przejęła się dziś przygotowaniami świątecznym, zdjęła z suszarki świeżo uprany fartuszek kuchenny Kokainki, stwierdziła, że jest za duży i rzuciła na krzesło. Poszła do spiżarni, wyjęła sobie wiaderko po jogurcie z przykrywką, dzbanek plastikowy z uchem, papier do pieczenia, zażądała mąki, wody, lyski i 'olejku niebieskiego'. Uwarzyła miksturę czarodzieja, upaprała pól kuchni co się okazało dopiero kiedy wyparowała z niej woda. Pociągnęła krzesło do zlewu, wlazła, postawiła dzbanek pod kran, odkręciła wodę i stwierdziła:
-Nie wyslo.

Gabi. Mała osobliwość.

Gabi.

Ludzie. Jak jeszcze kiedykolwiek z moich ust padnie określenie "maminsynek" i będę próbowała użyć go jako obelgi, wyrażam bezwzględną zgodę na zdjęcie mnie z dubeltówki z dachu najbliższego wysokiego budynku.

Mam maminsynka. Mam i nic nie mogę na to poradzić. Maminsynek musi być ze mną 24 godziny na dobę z niewielkimi odstępstwami, które graniczą z cudami. Jedyne okoliczności, które łagodzą maminsyństwo Gabiego to te, kiedy Gabi zasypia w aucie w sobotę i niedzielę rano, w drodze do pracy i budzi się z powrotem w domu, kiedy mnie już nie ma. Gabi musi mnie trzymać, tulić, obejmować nóżkami, siedzieć na kolanach, utulony do cyca, smyrać mnie paluszkami po jakiejś części ciała, czepiać się stanika albo niumniać usteczkami po policzku. Już nawet nie próbuję go odstawiać "żeby się wypłakał" bo to tortura. Dla wszystkich zaczynając od Gabiego. Będzie stał, płakał rzewnymi łzami, błagał na kolankach... póki go nie wezmę. Do Taty i Babci idzie w akcie radości, kiedy przychodzą do domu ale chwilę potem, wyciąga błagalnie rączki i musi do Mamusi. Przytula się wtedy jakby jutro kończył się świat i żadną siła nie odciągniesz.

Czasami, kiedy nie chce zasnąć mimo, że już pora, ktoś bierze go na ręce, żebym mogła rozprostować kończynkę i wtedy się zaczyna. Koncert na trąby i waltornie. Kopanie, wierzganie, płakanie sobie do uszu, ile wlezie i tak długo aż nie zapadnie decyzja, że jednak beze mnie się nie obejdzie. Biorę Gabiego... łapie mnie rączkami, zamyka oczka, wzdycha głęboko przez łzy... i zasypia.



Nikt inny go nie karmi, bo odwraca głowę i nie chce. Karmi Mamusia. Zasypia u Taty na rękach ale tylko wtedy kiedy idę położyć Maję i od dłuższej chwili nie ma mnie w pokoju. Wypije butlę, przytuli się do Taty, poogląda z nim jakiś film, myk i po bateriach. Ale wystarczy, że wrócę i powiem coś za głośno.

Gabi przynosi mi swoje zabawki i składa na kolanach jakby mówił: "Popats Mamusiu, jakie cuda dla ciebie znalazłem.". Karmi mnie tym co ma w rączce, dzieli się piciem, szmatką wyciera kurze jak ja, miesza łyżką w garnku jak ja... cóż innego mógłby robić skoro jest ze mną przy wszystkim - od gotowania po siusianie. Jak zacznie siusiać jak Mamusia, zacznę się martwić.



Nauczył się zalotne kręcić główką na nie i kiedy uda mu się uciec z kuchni na schody, wchodzi na pierwszy stopień, woła zaczepnie ("Pats Mamo gdzie ja wlazłem, tu jest niebespiecnie!"), kręci główką jak na "Nie wolno mi tu wchodzić?", i mówi "nie-nie-nie-nie?"

W kuchni umie wszystko. Otworzyć pralkę i wygrzebać Mamy majty, zapakować do środka ciastko, umie tańczyć z miotłą, wie gdzie trzymamy garnki, które dobrze grzechocą, wie jak obsługiwać proszek do prania i uważa, że Cillit Bang ma super dyzajnerską butelkę w wyjechanych kolorach, bo tylko ją wyciąga i potrząsa triumfalnie.



W salonie umie wyłączyć komputer w najmniej oczekiwanym momencie, zrobić bardzo głośno telewizor, przykładać słuchawkę telefonu do uszka i jeździć na mojej komórce BB jak na resoraku. Umie też ściągnąć sobie kubek Mai picia na głowę, ukraść jej z talerza na ślepo najlepsze kąski, wspiąć się z kolan na biurko, usiąść na parapecie, odsłonić sobie firankę i obserwować świat naszej niemrawej ulicy.



Umie już wkładać klocki w dziurki, choć potrzebuje jeszcze pomocy, układać klocek na klocku ale tylko w zbiorze dwóch :), rysować kredkami zamaszyście  i z polotem, bardzo chce już jeść sam łyżeczką i próbuje z całych sił.

Co ciekawe, w pewnych kwestiach jest wolniejszy od Mai ale w innych o wiele szybszy. Maja jadła sama w wieku 8 miesięcy ale do 1,5 roku nie rozkminiła jak się otwiera moją anticzną biblioteczkę. Gabi natomiast trafią łyżką Panu Bogu w okno ale rajcuje mi po półkach z książkami od 6 miesiąca a zamknięcie nie stanowiło dla niego żadnego problemu.

Chodzi już zupełnie pewnie, choć prześmiesznie- przykłada rączki do ciałka, zaciska piąstki na wysokości piersi, i na szeroko rozstawionych nóżkach drałuje od punktu A do B, z przystankami, niespodziewanymi zwrotami akcji, pochylaniem się po zabawki itp. Czasem nawet biega choć zwykle kończy się to romantycznym ślizgiem jak gwiazda na lodzie.

Podobnie jak Maja, ma w dupie mówienie. "mamoooooo...", "tati-tati", "nie-nie-nie", "aja" (chyba Maja), "ćsiiiii... ćsiiii" kiedy Maja śpi,  w wieku 13miesięcy to znowu zawrotne tempo w nauce mowy. Ale już nas to nie przeraża, bo Maja plotła androny do 2,5 roku życia a teraz nawija o piratach i mapach ze skarbami. Czekam aż przyjdzie Gabiemu ochota i nie nawijam mu makaronu na uszki. Gabi podrzuca dupką kiedy tylko spytam czy robimy "tany-tany", klaszcze sobie na moje "brawo", gładzi się po brzuszku i mruczy "Mmmm! Mmmmm!" i lubi jak chwytam go za łapkę i wodzę paluszkiem nazywając obrazki. Maja nie lubiła być chwytana za paluszek. Gabi daje chętnie i w kółko i kółko mówimy: "Jeden Hahoos, dwa Hasoosy, trzy Hahoosy, cztery Hahoosy!".Kiwa też główką na "tak", kiedy pytam czy jedzonko smakuje. Lub kręci na "Nie", jeśli nie bardzo.

W końcu zasypia w ale tylko na ramionach. nie zaśnie sam w łóżeczku. Każdej nocy, koło 5:00 budzi się i nie ma rady, trzeba go wziąć do łóżka. Wystarczy, że położymy go miedzy sobą, przykryjemy kołderką, odwraca się na boczek i zasypia. Ale do rana i tak kończymy na dwóch, skrajnych brzegach łóżka a Gabi śpi wszerz, głowa zawszę w stronę Susła, nóziami w moją. Otwieram oczy i mam na poduszce dwie różowe stópki. Jakiekolwiek próby ułożenia go do łóżeczka po przebudzeniu kończą sięq postawieniem całego domu na nogi. Daliśmy spokój.

Cały czas sądziłam, że Maja jest pulpet po mnie, bo ja jestem pulpet. A Gabi jest chudy jak trzcinka po Tatusiu który nie staje na drodze wiatrom. Dopiero niedawno zorientowałam się, że Maja ma pulpectwo w genach po Babci-Teściowej a Gabi jest chudy jak patyczek po mnie przecież! Do 12 roku życia byłam chuda jak anorektyczka. Rodzice chodzili ze mną po pediatrach całego Wrocławia, którzy rozkładali ręce i twierdzili, że dziecko może nie mieć apetytu a że ma niedowagę po byku- ważne, że je cokolwiek, żeby nie paść z głodu. Po 12 roku życia wzięłam się za siebie i wyrosłam na krąglutką nastolatkę. :) Gabi ma apetyt (o ile nie choruje) i nie można mu odmówić chęci do większości podanego jedzenia. Ale nie wiem gdzie on to chowa. Chyba w innym wymiarze bo potrafi nawtryniać się jak Prosiaczek po powrocie z wojska a jak spadały z niego bodu w ramionkach, tak spadają. Mimo tego, że na wzrost jest w sam raz, dopiero teraz wyrósł z ubranek 3-6msc. I to tylko dlatego, że nogawki i rękawki stały się przykrótkie. Bo w pasie, każde gacie zjeżdżają z niego jak z wieszaka na parasole.


Gabi jest bardzo spokojnym i przyjaznym dzieckiem, mimo tego, że z opowiadania można by sądzić, że nie robić nic prócz płakania. :) Jest bardzo skupiony, myślący, cierpliwy, uważny i obserwujący. Czasem zazdrosny o Maję ale nie ma do niej żalu, że zdarza się mu zebrać bęcki za tykanie nie tych zabawek które mu wolno. Widzę w nim małego Susła i pewnie niewiele się pomylę jak powiem, że czeka go wielka kariera modelarza- po Tatusiu choć i po Mamusi też. A na pewno małego kombinatora, który nie raz zaskoczy nas wkładaniem śrubokrętu tam gdzie nie powinien.

Ale po mnie ma jedną oryginalną cechę- moćki muszą być dwa. Jeden w buzi, drugi w łapce, do oglądania, międlenia i wymieniania jak przyjdzie ochota i międlenia tego co dopiero wyszedł z buzi. Ja miałam dwa ciągu dnia, trzy do spania- jeden w buzi, jeden w nosie, jeden w uchu. Takie coś w genach?

Jak na razie jednak- blisko Mamy. Wszystko z Mamą. Jakbyśmy nadal byli jednym ciałem i jednym krwiobiegiem. Mama dla mnie a ja dla Mamy.

Się rozwijamy.

APDEJT: FB na razie jest, działa, muszę tylko znaleźć sposób na ładne zalinkowanie jakiejś ikonki na blogu.


ALE! W międzyczasie udało się nam dokopać i dogrzebać do opcji Bloggera i mogę teraz zamęczać Was prosto z telefonu. A więc poszłam do sklepu po jajko i wróciłam z dwoma.

***

Kokainki nie zasypało śniegiem, że tak milczy i milczy. :) Po prostu jestem tak zajęta (ach!), że wieczorami nie starcza mi czasu na siedzenie przy komputerze.

I postanowiłam dziś, w przypływie geniuszu uzupełnić twór blogowy o nową filię. Ponieważ Blogger nie chce przełknąć móich prób wysyłania codziennych zdjęć z komentarzami aby pojawiały się jako posty, wykorzystam więc FB (znowu ach!) do poszerzenia pola Waszej percepcji. Postanowiłam założyć profil Kokain na którym o ile nie będę codziennie to przynajmniej dwa razy dziennie, lub nawet trzy.

-Załóż FanPage!- powiedział Suseł- jak już.

No to już.

Oczywiście obiecuję utrzymać zwykłą aktywność na blogu, to nie żadne drzwi ewakuacyjne ale zwyczajnie łatwiej mi cyknąć zdjęcie i puścić prosto na FB niż wysyłać je mailem na skrzynkę, otwierać, zapisywać na dysku, szukać na dysku, ładować na bloga.... A tak nie ominą Was żadne widoki, którymi chciałbym się podzielić. No a jak ktoś ma smartfona to jeszcze prościej- bip bip!

Lecę więc gmerać przy FB bo mam dużo do pokazania. W końcu Kokainka jk już jest zajęta, to pewnie konstruuje samolot. :) Albo przynajmniej łódź podwodną.

:*

Apdejt niedługo.