wtorek, 27 września 2011

Bez kaskadera ale się udało

Wyszłam z Gabim na ręku na patio wyrzucić pieluchę do kosza.

BUM!

Maja zamknęła za nami drzwi, które jak to angielska moda nakazuje, klamki po drugiej stronie nie mają.

-Mamo, octfós!!
-Kochanie nie mogę otworzyć, zamknęłaś drzwi. Idź na schody i wołaj Babcię.

Maja posłusznie podreptała na schody i woła zalotnie. Nie ma możliwości, żeby Babcia usłyszała cokolwiek z patio na poddaszu więc mówię:

-Maju idź powoli na górę i wołaj Babcię, żeby otworzyła drzwi.

Maja poszła, schodek po schodku, wołając Babcię.

-.... /z oddali/- Witaj Babciu! A kces Bambi? Kces bajkę?

.... I została na bajce, zapominając kompletnie o matce i braciszku pozostawionym na pastwę żywiołów.

Ten słoneczny tydzień pomyślano chyba, żebyśmy z Gabim nie kwitli na wrześniowym deszczu do 18:00.

Co robić? Klucz w komórce!...pająki, torby Tesco, koło od roweru, Kaercher... nie ma klucza!
Okno kuchenne! Ale co zrobić z Gabim? Do wózka! Teraz butelki z olejami z parapetu. Cholera, żaden ze mnie Spiderman, nie podskoczę. Stolik Mai! Au! Wpadłam do środka aż kucyk zawisł w powietrzu w miejscu gdzie jeszcze chwila temu była moja głowa. Jeszcze raz, bez stolika który idzie na śmietnik...Zerwałam ze ściany donicę z tymiankiem, spodnie do prania. Gabi nalega. Krzesło rozkładane! Już na parapecie- nie mogę wejść do zlewu bo się zarwie. Nie mogę wejść na kuchenkę bo ma szklany top i pewnie nikt nie jest zaprojektowany żeby gotować 75kg rosołu... Kurka!

-Maja!!!!!!!!!!!!!!!!!!

cisza, Bambi wciąga.

Gabi się domaga. No to skok!

3,2...

AU!! na kolanach aż pod stół. O jesu, :( :(.... nie nadaję się na Hollywood.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz