piątek, 22 kwietnia 2011

Niedziela Palmowa i chrzciny w otoczeniu całej rodziny

Na szczęście Maja nie zdążyła nam wyrosnąć z sukienusi! :) I wyglądała prześlicznie, jak beza prosto z cukierni.
...

Zjechała się cała rodzina mieszkająca w UK. Co do sztuki, 14 osób. Do tego Pu ze swoją Drugą Połową prosto z Niemiec. W naszym domu nigdy dotąd nie było tak mało miejsca.

Wcisnęłyśmy z Pu Maję w sukienkę w sobotę i okazało się, że poczuła się gwiazdą dyskoteki i dokazywała klapiąc sandałkami po kuchni. Ponieważ ma niedorzecznie wysokie podbicie stóp, musiałam zrezygnować z pomysłu ślicznych trzewików do sukienki i kupiłam jej flop-flopy z paskiem za piętką i wyszywanym koralikami kwiatkiem. Pu pokazała swoją magiczną rękę do dzieci i Maja dała się czesać do woli. Ale w niedzielę i tak wystąpiła we fryzurze na cebulkę.


Maleńtasowi zrobiłam szatkę do chrztu sama, na szydełku. Wykończyłam błękitną wstążką i wyszło prześlicznie. Aż kusi mnie, żeby spisać wzór i wrzucić go na Ravelry.

Maja była bardzo przejęta. Z początku stała jak figurka z soli, ze splecionymi paluszkami i rozglądała się niepewnie ale na szczęście szybko zajęła się klapaniem w kółko za kuzynami i wdrapywaniem się w sukience na obrośniętą bluszczem skarpę. Starszyzna pstrykała zdjęcia i gromadziła się razem z rodzicami trójki innych dzieci, w tym jeszcze jedną Mają przed kościołem.

A potem było miło, ciepło i bardzo przyjemnie. Żadnego stresu którego się obawiałam. Chrzest dziecka starszego niż pół roku może nie być łatwy kiedy dziecko ma własne zdanie na temat ciszy i słuchania tego co mówi ksiądz. Ale Maja była bardzo grzeczna i wyjątkowo skupiona, Maleńtas nie płakał za to cały czas zajęty był czytaniem wręczonej nam książeczki z modlitwami związanymi z ceremonią chrztu. Nieustannie wyciągał łapki do kartek i praktycznie na każdym zdjęciu zajęty jest lekturą. Wyczytywał nawet literki księdzu tuż przy chrzcielnicy:




...albo rozglądał się za Babcią


Pogoda była piękna a słońce wpadało do kościoła wszystkimi szybkami w witrażach. Piękny wystrój, białe ściany, brak przytłaczającego przepychu i barokowych złoceń we wnętrzu surowego gotyku. Daleko od tradycyjnego wizerunku zimnego, kamiennego kościoła w mojej parafii. Pachnącego kurzem i kadzidłem, gdzie przez okrągły rok można schładzać butelki z napojami poprzez wejście do środka na 10 minut.

Podczas polewania główki wodą święconą, Maja wczepiła się w wujka, ojca chrzestnego jak w ostatnią deskę ratunku i drżała jak osika ale nie wydała z siebie nawet piśnięcia. Resztę ceremonii spędziła przytulona, w objęciach, niepewnie rozglądając się na boki. Maleńtas też był bardzo dzielny i nie poszedł w moje ślady. Ja zaczęłam podobno drzeć się jak opętana, wsadziłam Rodzicielce łapę w dekolt, pociągnęłam i ujawniłam księdzu tajniki jej bielizny. Może woda była zimna....
To mina Mai z mokrymi włoskami, która nie wie o co chodzi, podejrzewa, że o coś ważnego ale postanawia przemilczeć i poczekać na dalszy rozwój wypadków:


A po tym jak ksiądz zostawił na jej czole olej, nie omieszkała zadrzeć sukienusi i wytrzeć sobie nią buzi.

Potem przyszedł czas na podpisywanie certyfikatów przy ołtarzu i czas na zdjęcia grupowe, których żałuję, że nie mogę pokazać ze względu na ochronę buź osobowych ale gwarantuję, że wyszły pięknie. Maja uwiesiła się moich korali, więc udekorowałam gnoma i zapozowała w nich do zdjęcia zbiorowego. Ale szybko oddała bo kłuły.


Z Dzieciusiami ochrzczonymi i utulonymi do boskiej piersi wróciliśmy do domu. W doborowym towarzystwie "Gdzie kucharek sześć" upichciłyśmy dziubania dla całego domu pełnego ludzi a potem wszyscy zajęli się podrzucaniem i ciućkaniem do Maleńtasa i Bliźniaczek. Maleńtas usnął na kilka godzin ehm...cycu swojej mamy chrzestnej. Z braku cyca Mamy zajętej gotowaniem, wybrał najlepszy i najbliższy podobny w okolicy, czyli ciepły i miły a na górze głowa blond. :)


Maja rozpakowała swoje prezenty i resztę dnia przelatała w kasku rowerowym na głowie i dziewczyńską torebką na szyi. Przebierałam ją ze cztery razy, małą świnkę. Na drugi dzień dotarł do nas również prezent od Rodzicielki i Maja trzasnęła drzwiami mówiąc "pa-pa" na całe popołudnie.


Obudziła się w nocy i zaczęła płakać, że chce zejść do ogródka, do domku. Dziś zjadłyśmy w nim śniadanie a Maleńtas przychodzi w gości i przypięty do krzesełka, siedzi w środku, cieszy się jak do sera i ani myśli kwękać, że Mama nie trzyma w ramionach. Maja przynosi mu zabawki do trzymania i wrzuca mu listy przez szparkę w drzwiach:
-Liśt!
Mam w planie zrobić jej z kartonu komódkę do domku, żeby mogła trzymać w niej kocyki i foremki ale już wiem, że komódka posłuży raczej jako rakieta okołoksiężycowa niż mebel tekturowy. Maja ćwiczy również nową umiejętność, czyli rurkę z jęyka:


Pu i jej Druga Połowa przyjechali na tydzień. Szkoda, że na tak krótko bo nie mieliśmy czasu pokazać im wiele ale zrobimy wszystko, żeby to naprawić. Na razie najważniejsze jest to, że Pu jest mamą chrzestną Mai, czyli dopełniłyśmy pierwszej połowy ważnej obietnicy, którą dałyśmy sobie baaardzo dawno temu. Pu, teraz czas na Ciebie! ;)

3 komentarze:

  1. :) Czy mnie sie zdaje czy Majka bez pieluchy? No i w kolarach jej bylo przepieknie, mala dama, i widac ze byla bardzo przejeta, powazna jak na swoj wiek ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. tututu, ja też umiem, o! :):) Maja, Maleńtas, sama słodycz, w dodatku grzeczna! :D a teraz Ty mamą chrzestną? :D na pewno już niedługo :) jest Druga Połówka, będzie i niespodzianka :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Choleeera, jakimś cudem przegapiłam ten wpis!!! Dobrze, że zjechałam trochę scrollem na dół... ;)

    Gratulacje. Piękna sukienusia dzielnej Majeczki, mina po polaniu wodą wyraża więcej, niż 1000 słów i więcej nawet niż Rafaello, a Maleńtas jest OBŁĘDNY i jestem w nim zakochana po uszy!!! :)))

    Uściski! :)

    OdpowiedzUsuń